Przed linią startu niemal trzydzieści jachtów próbowało zająć jak najlepszą pozycję do startu. Z uwagi na fakt, że większość skipperów to emeryci, ograniczało się to głównie do kręcenia się w pewnej odległości od niej, w upatrzonej pozycji. Bez wypychania i innych przedstartowych zabaw. My celujemy w zawietrzny znak startowy i mijamy go w pierwszej trójce startujących jachtów. Dobra pozycja, jednak nawietrzne jachty powodują, że świeżego wiatru brak, co sprawia, że na pierwszej mili jest wiele przetasowań. My jednak uparcie trzymamy się w pierwszej trójce – czwórce, ambitnie walcząc z Oysterem 595 i RM 1370. Do boi zwrotnej jedziemy w czołówce, potem zwrot w Morze Karaibskie i ścisła grupa zaczyna się rozjeżdżać. Ktoś jedzie baksztagiem, ktoś stawia genuę na wytyku, ktoś foki-bliźniaki. Jest nawet mały genaker. O zmroku widać jeszcze kilka świateł innych jachtów, jednak przed północą, 12 godzin po starcie – jesteśmy już sami.
Pierwsze dwie doby mamy świeży wiatr, który pozwala robić 8 a nawet 9 węzłów, dzięki czemu niedzielę zamykamy wynikiem 192,5 mili!! Pobiliśmy dobowy rekord z Atlantyku!
W poniedziałek do Genuy na wytyku i grota na 1 refie dołącza Code 0. 10 miejsce overall nas nie zadowala i trzeba powalczyć, zwłaszcza, że przelicznik znów mamy taki, że na nagrody się nie załapiemy. Wyraziliśmy nawet wdzięczność wobec organizatorów, że tak wierzą w nasz żeglarski kunszt, doceniając przelicznikiem, który pozwala 50-stopowym jachtom dopłynąć na metę niemal dobę po nas.
We wtorkowy poranek przychodzi mail z pozycjami. 3 w grupie, 11 wśród monohouli i 13 overall. 2 jachty z Dywizji B są 40 i 50 mil przed nami, więc daleko, ale w promieniu 20 mil mamy 4 jachty, z którymi jest szansa powalczyć. Wieczorem wiatr tężeje a prognoza straszy wiatrem 30-40kt, więc refujemy grota na 3 ref i zostawiamy samą genuę. Na szczęście noc jest spokojna i wiatr nie przekracza 20-22 węzłów, więc rano wracamy do pierwszego refu na grocie i zmieniamy genuę na Code 0. Widzimy się też z dwoma jachtami, w tym największym – niemal 20 metrowym Sundeerem 64, więc nie odpuszczamy. Ze średnią prędkością rzadko spadającą poniżej 7,5kt metr po metrze oddalamy się od Szela (Sundeer), jednak 42-stopowy Fountaine Pajot „Side Track” stawia parasailor i depcze nam po piętach. Do wieczora.
Wieczorem daje o sobie znać niż Kolumbijski, który rozpędza Karaibski pasat do 25, 30, 35 węzłów… Pierwszy podmuch w okolicy 25 spowodował, że zrzuciliśmy Code 0, zarefowaliśmy grota na 3 ref i niewiele tracąc na prędkości obserwowaliśmy walkę jaką Side Track toczy z parasailorem. Zrzucenie tak dużego żagla przy tej prędkości wiatru jest zawsze problemem dla małej i / lub nie regatowej załogi. Tężejący wiatr sprawia, że ostatnie mile autopilot nie daje rady a nawet, z bólem serca, należało zarefować genuę.
O godzinie 0334 UTC-4 przecinamy linię mety a około godzinę później rzucamy cumy w IGY Marina w Santa Marta w Kolumbii. 3 miejsce w swojej dywizji, 9 wśród jednokadłubowców, 11 overall. Trochę niedosyt.
Ale pisząc te słowa, słyszę jak do Kontroli regat zgłasza się katamaran Leopard 45, który właśnie mija linię mety. 13 godzin po nas.
Informacje o przelocie Rodney Bay, St. Lucia – Santa Marta, Kolumbia.
Mil morskich: 840,2
Godzin na żaglach: 112,5
Godzin na silniku: 1 (0 podczas regat)
Średnia prędkość: 7,45 węzła
Najlepszy dobowy przelot: 192,5 mil (średnia: 8,02 węzła)