Galapagos – rzecz o formalnościach i innych niedogodnościach

kwi 8, 2023 | Dziennik Kapitański

Powiedzieć, że Galapagos to jedyne takie miejsce na świecie, to nic nie powiedzieć. O 0600 rano wpływamy za San Cristobal i wraz ze wschodem słońca oczom naszym ukazują się lwy morskie drzemiące w wodzie. Podobnie żółwie, które w ostatniej chwili nurkują przed jachtem, więc następne dwie godziny prowadzimy wachtę na dziobie, by uniknąć rozjechania fauny morskiej. O 0845 czasu lokalnego, 28 marca, we wtorek, rzucamy kotwicę w Puerto Baquerizo Moreno i zaczyna się Wielkie Oczekiwanie na odprawę. 

                W związku z tym, że Galapagos jest ścisłym rezerwatem, to wpłynięcie na jego terytorium wymaga wiele formalności. Po pierwsze – potrzebujesz AUTOGRAFO – pozwolenia od władz Ekwadoru na wpłynięcie. Co do zasady są dwa rodzaje pozwoleń – na 1 port (kotwicowisko) do 7 dni oraz na cały archipelag – do 30 dni. Pierwsze pozwolenie jest znacznie tańsze i pozwala stanąć zazwyczaj na San Cristobal lub na Santa Cruz, kupić paliwo, zrobić zakupy i jakieś delikatne zwiedzanie. Drugie obejmuje wszystkie wyspy, ale aby móc po nich żeglować, trzeba mieć na pokładzie Strażnika Parku Narodowego (płatne ekstra ok. 200 – 300 USD / dziennie) + ekstra opłaty za postój poza „portami” i kilka innych obostrzeń.

Ale poza pozwoleniem od władz Ekwadoru, certyfikatem z Panamy od nurka lub stoczni, że ma się czyste dno, na pokładzie pojawia się prawdziwa pielgrzymka oficjeli:

  • Przedstawiciel kapitanatu portu, który kontroluje dokumenty jachtu, i papiery z poprzednich portów (nawet 5 poprzednich)
  • Marynarka wojenna – sprawdza, czy mamy środki ratunkowe, pirotechnikę i gaśnice
  • Lekarz – kontroluje czy mamy apteczkę
  • 2 osoby ze straży granicznej – sprawdzają paszporty i pozwolenia a także ubezpieczenie podróżne, wystawiają karty imigracyjne
  • Przedstawiciel Parku Narodowego – sprawdza czy nie mamy zabronionych roślin, zwierząt itp., sprawdzają certyfikaty fumigacji i nurka z Panamy, czy zbiorniki czarnej wody są zamknięte a odpowiednie oznaczenia („nie wyrzucaj śmieci za burtę”, „nie opróżniaj zbiorników”, etc.) – wyłożone
  • Nurek – sprawdza stan dna i jeśli jest obrośnięte – jacht musi opuścić wody Galapagos (40 czy 50 mil) i tam zostać oskrobany z porostów. Tę nieprzyjemność miały 2 jachty z naszej floty
  • Agent – bo bez agenta nie można przejść odprawy
  • 2 przedstawicieli straży fitosanitarnej, która sprawdza kosze na śmieci, szafki, lodówki i zęzy w poszukiwaniu robactwa, insektów oraz zabronionych produktów (nie wolno wwozić jaj, świeżego mięsa, ananasów, borówek, jeżyn, mango, kwiatów, roślin… lista jest długa)
lwy morskie w Puerto Baquerizo Moreno

Na Galapagos jest ponad 1600 gatunków inwazyjnych (w tym koty i szczury, które zjadają świeżo wyklute żółwie), więc doskonale rozumiemy potrzebę ochrony tamtejszej, niesamowitej przyrody, choć pojawia się pytanie – czy koniecznie potrzebny jest agent, który pobiera odpowiednia opłatę za… swoją obecność przy całym procesie tudzież lekarz, którego jedynym zadaniem było zapytanie nas czy mamy apteczkę, że o Navy nie wspomnę. W związku z tym proces trwa i trwa. Dość powiedzieć, że ostatni oficjele schodzą z naszego pokładu w… środę o 1630, choć paszporty mamy podbite już 5 godzin wcześniej. A na odprawę nie czekało 75 jachtów, lecz 10. Oczywiście we wtorek, wraz z wybiciem godziny 1700 i oficjalnym zakończenie czasu pracy przez służby – udajemy się na ląd, bo kolacja w knajpce po takim czasie to prawdziwa przyjemność. A, że na nielegalu – to przyjemność jest podwójna. Choć miny dwóch załóg, które dowiadują się, że jesteśmy na lądzie przed oprawą graniczną są… myślę, że przyznanie się do trupa w bagażniku miałoby podobny efekt.

A zatem wybierając się tutaj – przygotuj olbrzymie pokłady cierpliwości i uśmiechu oraz zasobny portfel, bo z uwagi na lokalne regulacje pieniądze będą wyciekały wartkim strumieniem:

  • Autografo – 250 – 500 USD, zależnie od rodzaju
  • Agent – 450-650 USD,
  • Opłata za jacht – ok 120 USD
  • Opłata wjazdowa za jacht – ok 50 USD
  • Lights & buoys duties (nie ma chyba na to polskiego określenia – to opłata za używanie… znaków nawigacyjnych) – 70 USD
  • Opłata portowa – 10x GRT
  • Opłata wjazdowa – 20 USD / osoba
  • Opłata wjazdowa dla Parku narodowego – 100 USD / dorosły (50 USD – dziecko do 11 r.ż.)
  • Opłata dla PN za sprawdzenie stanu kadłuba – 50 USD
  • Opłata dla oficera biosecurity – 100 – 200 USD / jacht zależnie od wielkości
  • Oplata imigracyjna – 15 USD
  • Opłata za fumigację jachtu (w Panamie) – 80 – 100 USD
  • Opłata za nurka, który sprawdza i czyści (choć w tej kwestii jest wiele wątpliwości) kadłub w Panamie – 250 USD

A zatem jacht 40-50 stóp (35-45 GRT) + 5 osób na pokładzie to koszt ok. 2500 USD w wersji bez przewodnika i z 2 portami.

Kolacja knajpce, po kilku dniach w morzu, smakuje zawsze doskonale

I nie jest to, bynajmniej, koniec wydatków. Przypływając tutaj, zaliczyłeś przecież doldrumy, więc jest spora szansa, że trzeba uzupełnić paliwo, zwłaszcza, że stąd na Polinezję jest 3 000 mil, a pasat, co do zasady, zaczyna się z 300 mil na południe. Co prawda, stacji dla jachtów nie ma, ale jest normalna – samochodowa, bierzemy więc taxi, kanistry i wio. Na miejscu okazuje się, że owszem, paliwo jest, ale to dla jachtów nie kosztuje 1,75 USD za galon, ale 3,414… No ale ok, poniżej dolara za litr to i tak dobra cena. Tylko, żeby je zatankować potrzeba… pozwolenia z kapitanatu. Wracamy do kapitanatu, gdzie okazuje się, że oni się tym nie zajmują (dla jachtów obcych bander) – od tego jest agent. Cena u agenta – 6,15 USD za galon i trzeba zamówić przynajmniej z jednodniowym wyprzedzeniem. A zapier…nicz mają taki, że tylko 5 jachtów dziennie może wziąć paliwo.

                Kiedy zjawia się zamówione paliwo, agentka wielkim głosem oznajmia, że 54 galony, 54 galony (takie jest ograniczenia dla jachtów na San Cristobal), a miejscowy taksówkarz wodny przystępuje do przelewania paliwa z beczek przy pomocy rurki, wiecie – beczka, wężyk, zassanie ustami… Porównanie do spuszczania paliwa z tira nasuwa się samo. Operacja trwa, a im bliżej końca, tym bardziej widać, że trwa kolejna próba, jakby to ładnie ująć, wymuszonego, analnego stosunku seksualnego. Bez lubrykantu i zapewnienia o ciepłych uczuciach. 54 galony to ok 204,5 litra, nasze kanistry mają 25 litrów pojemności. A kiedy w beczkach pokazuje się dno – mamy ich napełnionych 7 i pół. Ale rozmowa jest twarda, że przecież wlał wszystko z baniaków i są puste, więc się wszystko musi zgadzać. A że zamiast 54 galonów jest 51 – gdybyśmy lali bezpośrednio do zbiornika nikt by się nie zorientował.

                Sprawa kończy się policyjnymi groźbami i mediacją ARC, wiec agentka łaskawie, oddaje różnicę w gotówce. Ale, żeby zakończyć historię pozytywnym akcentem – w trakcie poszukiwania paliwa poznajemy rybaka, a że Zibi ma talent do przełamywania lodów niczym radziecki lodołamacz z napędem atomowym, to udaje nam się zorganizować 100 litrów paliwa z kutra. Rybak uczciwie doliczył sobie kilkanaście procent, dzięki czemu cena była 4 USD za galon a nie 6,15. Aż, żal że nie udało się z nim dogadać przed zamówieniem paliwa u agentki.

                Podsumowując – regulacje prawne bardzo sprzyjają sytuacjom, by z białego, śmierdzącego dolarami żeglarza, wyciągać na każdym kroku gotówkę. Tak, gotówkę, płatność kartą jest wysoce niemile widziana. O ile w knajpach zazwyczaj nie ma w tym problemu, o tyle w sklepach z pamiątkami, w centrach nurkowych czy usługach bardzo kręcą nosem. W Centrum Nurkowym na San Cristobal słyszę wprost – możesz zapłacić kartą, ale doliczę do tego 8% Ekwadorskiego podatku. Na szczęście bankomaty są wszędzie.

Jest jasne, że pływając w takich miejscach pewne opłaty są nieuniknione, frycowe trzeba zapłacić, ale dużo uśmiechu i łamany hiszpański pozwalają na poradzenie sobie z większością sytuacji.

Tankowanie Paliwa - Galapagos Agent's Style