Grenada wita nas piękną Karaibską pogodą, rum-ponchem, zimnym piwem i radosną celebracją faktu, że oto jesteśmy po drugiej stronie Atlantyku. Imprezy zorganizowane przez team ARC naprawdę na wysokim poziomie – dobre drinki (no dobrze – dobry rum-punch), świetna muzyka, karaibski klimat no i ludzie znacznie bardziej wyluzowani niż na Kanarach. A kiedy DJ, na jednej z imprez, puścił „we are the champions”… Zdecydowanie dało się odczuć, dumę z tego, że Atlantyk dał się obłaskawić i zrobiliśmy kawał dobrej, żeglarskiej roboty.
Kilka dni spędzonych na Grenadzie upłynęło na celebrowaniu sukcesu, zwiedzaniu oraz sprzątaniu. Dwutygodniowy nalot z soli wymaga dziesiątek, jeśli nie setek litrów wody oraz dużo pracy szczotą, ale efekt wart był zachodu.
Tuż po rozdaniu nagród, (przeliczniki TCF wywróciły kolejność tak, że nie zmieściliśmy się na podium) 9 grudnia wieczorem, ruszyliśmy na Martynikę, by odebrać przylatujących gości. Niespełna 160 mil, powinniśmy płynąć około doby. Niestety… jakieś 30 mil przed celem silnik zgasł i nie wystartował. Pompa paliwa już wcześniej dawała oznaki, że jest u kresu sił, więc została w kilka minut wymieniona, ale silnik i tak wymagał odpowietrzenia. Żaden problem, klucz 17, luzujemy wtryski i… w trakcie odpowietrzania spalił się rozrusznik. Nie pozostało nam nic innego jak znaleźć bezpieczne kotwicowisko i podejść na żaglach. Locja sugeruje szerokie i bezpieczne miejsce nieopodal Les Trois-Ilet Ostatnie 20-25 mil to intensywna halsówka przy kapryśnym wietrze wiejącym od 5 do 20 węzłów. Wyciągamy locje i wybieramy dość szerokie kotwicowisko, gdzie możemy bezpiecznie podejść na żaglach i przed 4 rano, po 31 godzinach rzucamy haczyk.
Kilka dni spędzonych na Grenadzie upłynęło na celebrowaniu sukcesu, zwiedzaniu oraz sprzątaniu. Dwutygodniowy nalot z soli wymaga dziesiątek, jeśli nie setek litrów wody oraz dużo pracy szczotą, ale efekt wart był zachodu.
Tuż po rozdaniu nagród, (przeliczniki TCF wywróciły kolejność tak, że nie zmieściliśmy się na podium) 9 grudnia wieczorem, ruszyliśmy na Martynikę, by odebrać przylatujących gości. Niespełna 160 mil, powinniśmy płynąć około doby. Niestety… jakieś 30 mil przed celem silnik zgasł i nie wystartował. Pompa paliwa już wcześniej dawała oznaki, że jest u kresu sił, więc została w kilka minut wymieniona, ale silnik i tak wymagał odpowietrzenia. Żaden problem, klucz 17, luzujemy wtryski i… w trakcie odpowietrzania spalił się rozrusznik. Nie pozostało nam nic innego jak znaleźć bezpieczne kotwicowisko i podejść na żaglach. Locja sugeruje szerokie i bezpieczne miejsce nieopodal Les Trois-Ilet Ostatnie 20-25 mil to intensywna halsówka przy kapryśnym wietrze wiejącym od 5 do 20 węzłów. Wyciągamy locje i wybieramy dość szerokie kotwicowisko, gdzie możemy bezpiecznie podejść na żaglach i przed 4 rano, po 31 godzinach rzucamy haczyk.