Jacht stoi na Sardynii, ale nie oznacza to, że my stoimy w miejscu. W tak zwanym międzyczasie mamy zajęcia praktyczno – techniczne na sprzęcie, który przywieźliśmy, by go przeserwisować i zawieźć z powrotem na jacht. Przekładnia od windy kotwicznej QUICK, którą w październiku zdemontował włoski „meccanico”, twierdząc, że jest ona przyczyną słabego działania windy kotwicznej (nie była – trzeba było przewinąć silnik elektryczny) trafiła na stół operacyjny w MIKROSZKUTNI, gdzie okazało się, że z przekładnią wszystko jest w porządku, a wymienić to należy jedynie olej i zimmeringi i… tyle. Z resztą zobaczcie sami:
Poza tym, w tej samej MIKROSZKUTNI robią się nasze hamulce na fale, które mają znacząco podnieść komfort podczas stania na kotwicy przy bocznej fali, znacząco zmniejszając przechyły jachtu. Komu choć raz fala z przepływającej motorówki zmyła ze stołu kieliszek z winem, ten może sobie wyobrazić jak nieprzyjemne musi być stanie w zatoce, przy bocznej fali (tak, w rejonach tropikalnych takie rzeczy się zdarzają). Jak tylko je odbierzemy – nie omieszkamy pochwalić się efektami testów.
W międzyczasie Jerzy, w Chorwacji, szkolił kolejnych skipperów, którzy chcą wejść na ścieżkę zawodową lub znacząco podnieść swoje umiejętności manewrowania jachtem w ciasnych i zatłoczonych marinach, przy silnym wietrze. Na żywym organizmie przetestowaliśmy także możliwość wyciagnięcia z wody człowieka, który do niej wpadł i stracił przytomność. I choć ćwiczenia miały miejsce na spokojnej wodzie, przy wietrzenie nie przekraczającym 4 stopni w skali Beauforta, a „topielec” ubrany był w 5mm piankę do nurkowania z kapturem, oraz sztormiak – po 20 minutach w wodzie (13 stopni Celsjusza), jedyne o czym marzył, to aby się to skończyło. Poniżej kilka fotek: