Dla większości załogi jest to pierwszy pobyt na Wyspach, więc czas dzielimy między konserwację jachtu i zwiedzanie. Uwagi wymagają wykręcone śrubki ze sztywnego sztagu genuy oraz autopilot, który stuka oraz ma niedobór oleju transmisyjnego. Trzeba też wyszorować jacht z soli, poprawić prewenter grota oraz dokonać wielu drobnych poprawek, które wyszły na przelocie. Ale poza tym – zwiedzanie!
Lanzarotte urzeka swoją wulkanicznością, surowym krajobrazem, w który pięknie wkomponowane są miasteczka i wsie. Cezar Manriqe zdecydowanie wiedział co robi, forsując swoją wizję wyspy niezadeptanej przez tłumy masowej turystyki, ale dla tych, którzy cenią piękno krajobrazu z doskonale wkomponowanymi drogami, domami, czy wręcz całymi miasteczkami.
Fuertaventura, to iście Marsjański krajobraz. Sucha pustynia, choć piaszczyste plaże należą chyba do najpiękniejszych na archipelagu, jednak zwiedzanie… cóż. Coralejo czy Puerto Rosario to widoki znane z Mielna, tylko przeskalowane razy kilka.
Teneryfa zaskakuje nas… totalnym brakiem aut do wypożyczenia, więc Pico del Teide możemy oglądać jedynie z poziomu morza a szkoda, bo jest warta odwiedzenia.
Za to na Gomerze nie ma problemu z wynajęciem aut i zapuszczamy się na piesze wędrówki po Parku Narodowym Garajonay. Widoki wprost zapierają dech w piersiach! Wrażenia, kiedy wyjeżdża się z suchego wybrzeża w – w zasadzie – las deszczowy, z całym bogactwem roślinności, omszałych drzew i gęstych zarośli, są nie do opowiedzenia. Liczne wąwozy schodzące wprost do Oceanu, plantacje bananowe i poletka. A wszystko to zasilane… mgłą z pasatu, napędzanego przez Wyż Azorski, więc nad szczytami widać jak przechodzi „mgła” i schodzi w doliny.